Dziad i baba
DALTROZÓW gmina PROMNA
Idą wiejską drogą w kierunku Daltrozowa dziad i baba. Słońce im skórę pali, kurz w oczy szczypie, twarda ziemia bose stopy rani. Słyszy dziad, baba pod nosem coś mruczy. Stanął, pyta:
—Powiedz babo, co za giez cię ugryzł?
—Ze skóry obedrzeć —wścieka się baba —jednym jabłkiem skusić się dała!
—Niby Ewa?!
—Ewa! Ewa! —mruczy baba. —Zamiast rajskie ogrody zwiedzać, na żebry chodzimy. Oby takie kobiety piekło pochłonęło.
—Nie bluźnij babo! —dziad na to. —Taka już widać wasza natura! Dziad swoje, baba swoje, kłócą się coraz głośniej. Chuda sakwa zawieszona na kiju kiwa się gwałtownie. Nagle widzą —jedzie drogą kareta, w niej pan wielki sług kilkanaście prowadzi. Ustąpili dziad z babą drogi, dziurawe łachy na wierzch wystawili i na łaskę pańską oczekują. Podjechał panisko bliżej, konie kazał zatrzymać, patrzy na dziadów i pyta:
—A dokąd to wędrujecie?—Przed siebie panie, a do Daltrozowa na nocleg chcieliśmy.
—Siadajcie, podwiozę !Spojrzał dziad na babę, baba na dziada. Widząc, że pan czeka, wsiedli. Jadą. Nie wiedziała baba, że z samym diabłem jedzie. Spało ci bowiem diablisko wygodnie pod miedzą, rozkoszując się zapachem polnych kwiatów, gdy gderliwy głos starej poobiednią drzemkę mu przerwał.
—Ot, baba mocna w gębie, starą historię z Ewą przypomina —myśli diabeł. —Poczekaj, a rychło nowa będzie! —i chyłkiem, bokiem przez zboże w stronę lasu ruszył. W lesie brać diabelską na pomoc zawezwał, karetę kazał postawić i na gościniec galopem wyjechał. Jedzie dziad z babą w karecie, a ta na boki się rozpiera, a pańskim okiem z góry patrzy. Ujechali kawał drogi, diabeł w las skręca, a do dziadów powiada:
—Mam tu swój zamek blisko. Tam przyodziewek dać wam każę i na drogę sowicie zaopatrzę!
—Dobry panisko —myśli chytrze baba i w lament uderza, a o talara prosi. Dał diabeł talara, dał drugiego, biadolenia cierpliwie słucha, nic nie mówi. Tak dojechali. Patrzy dziad z babą —zamek piękny, strzelisty, służby wokoło niczym pszczół w ulu, a tu diabeł po marmurowych schodach do zamku ich prowadzi i na pokoje prosi. Stanęły wnet na stole tace z mięsiwem przeróżnym, winem przednim podlewane, a przypraw do tego, a smakołyków, że palce lizać! Podjadł dziad, podjadła baba i na pana zerkają, radzi chociażby dzień, dwa dłużej pozostać. Zgadł widać diabeł ich myśli, bo powiada:
—Poznałem dzisiaj waszą biedę, jeśli więc gościnę moją przyjmiecie, wolno wam będzie tutaj pozostać i używać, ile dusza zapragnie. Jest wszakże w komnacie, w której zamieszkacie przedmiot pewien, niewielka skrzynka, na stole stoi i tej pod żadnym pozorem poruszyć ani unieść do góry nie wolno!
—Zgoda! —mówi dziad.
—Co tam —myśli baba. —Skoro po pańsku żyć mogę, choćby ich dziesięć stało, żadnej nie ruszę! Zaprowadził ich diabeł do komnaty. Pokazał małą skrzynkę stojącą na stole i jeszcze raz o warunku przypominając, samych pozostawił. Ucieszył się dziad, ucieszyła się baba. Jedzenia mają pod dostatkiem, picia choćbyś dzień i noc siedział dna dzbana nie ujrzysz, a ubiorów, że i zliczyć trudno. Tak minęło dni kilkanaście, aż tu nagle widzi dziad, coś z babą nie tak. Jedzenia nie tknie, strojów nie przegląda, smętna jakaś kręci się po pokoju, a stęka i niby od niechcenia, a coraz częściej, na skrzynkę spogląda.
—Cóż to, chora jesteś? —pyta dziad.
—Głupiś! —baba na to. —Nie lada jaką rzecz musiał tu schować nasz panisko, skoro na wszystko zezwolił, byle tej skrzynki nie ruszać. Podrapał się dziad po głowie, na babę spojrzał, nic nie mówi. A tu z babą coraz gorzej. Chora prawie chodzi, włosy rwie na głowie, błędnym okiem rzuca, pokoju nie opuszcza. Tymczasem diabeł łapy z radości zaciera, rychłego końca czeka. Nie pomylił się czart, wystawiając ciekawość babską na pokuszenie! Usiadła baba przy stole, wierci się, bokiem przesuwa, a patrzy jakby tu znaleźć się bliżej skrzynki. Nie wytrzymała przecież, wyciągnęła rękę, skrzynkę schwyciła i do góry podniosła.
—Rety! —jak nie wrzaśnie nagle i skrzynkę precz rzuca. Zerwał się dziad, patrzy, na stole szara mysz siedzi i tylko na taką okazję czeka. Skoczyła mysz jednym susem na podłogę i w mysiej norze zniknęła. Rzuciła się baba szukać, aż tu czuje, pazury ogromne za ramię ją chwytają, a diabelski głos woła:
—Przeklinałaś babo Ewę, że raj przez jabłko utraciła, a sama lepsza nie jesteś! Oby więc, jak powiedziałaś „takie kobiety piekło pochłonęło" —ruszaj ze mną!
Ledwie słów owych diabeł dopowiedział, gdy zerwał się wicher ogromny, zniknął zamek, a dziad, jak przedtem w łachmanach z kosturem w dłoni wśród lasu się znalazł. Od tej pory wędrował już samotnie, rozpowiadając po wioskach, jak to ciekawość babska omal go do zguby całkowitej nie przywiodła.
https://www.cozadzien.pl/legendy-radomskie/legendy-radomskie-kowal-i-diabel/70934
Legend radomskich można słuchać w każdy poniedziałek i wtorek o godz. 20.30 w Radiu Rekord.
Źródło: Zenon Gierała "Baśnie i legendy ziemi radomskiej".