Radio Rekord Radom 29 lat z Wami Radio Rekord Radom 29 lat z Wami
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjEiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjEiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=

Legendy radomskie. Stary wiarus Walenty

Legendy radomskie. Stary wiarus Walenty

Stary wiarus Walenty

RUSKI BRÓD na rzece DRZEWICZCE

 

Był rok tysiąc osiemset... Zapadał wczesny zmierzch. Na wschodniej stronie nieba nabrzmiałe deszczem chmury sunęły nisko nad horyzontem. Rozmiękła ziemia lepiła się do nóg. Oddział szedł z trudem. Żołnierze pomagając jedni drugim, zmierzali w stronę widocznego na horyzoncie lasu. W poczerniałych od wichru i słoty twarzach świeciły teraz rozpalone gorączką oczy. Niezwyciężona armia Napoleona rozbita i zdziesiątkowana uciekała teraz w popłochu. Surmy zwycięstwa dawno już umilkły, a nadzieje pokładane w Napoleonie rozwiały się tak nagle, jak nagle przyszły. Szli teraz dniem i nocą, przez pola i lasy, omijając z daleka ludzkie siedziby —uciekali. Cel wędrówki wydawał się już bliski, a tymczasem po zimowych zawiejach nadeszły wiosenne odwilże, sił było coraz mniej. Za nimi nadciągała rosyjska armia. Stary wiarus Walenty spojrzał przed siebie. Las był już blisko, a w nim schronienie przed deszczem pewniejsze, gdy nagle dalszą drogę zagrodziła rzeka. Oddział przystanął. Kilku żołnierzy próbowało długimi żerdziami szukać brodu, inni bez sił padali na brzegu. Wkrótce okazało się, że o dalszej przeprawie nie mogło być mowy. Niedawne deszcze podwoiły szerokość rzeki, a rwący bystro nurt mógł najlepszego pływaka wciągnąć i zatopić. Na domiar złego zaczął siąpić drobny kapuśniaczek. Nadchodziła noc, dżdżysta, nasiąknięta oparami mgły i ciągnącego od ziemi zimna. Ukryci pod wytartymi płaszczami, zapadali w gorączkowy sen. Stary Walenty nie mógł usnąć. Rana w nodze dokuczała mu coraz bardziej. Wyglądała terazo kropnie. Wprawne oko starego żołnierza bez trudu rozpoznało gangrenę. Wiedział już, że nie ma dla niego ratunku, śmierć zbliżała się wielkimi krokami. „Dobrze, że choć na ojczystej ziemi przyszło umierać" —pomyślał.

—Michale?! —zawołał nagle. Leżący obok żołnierz poruszył się przez sen.

—Michale?! —przynaglił Walenty

—Co tam, spać nie możecie?

—Mogę, ino chciałbym cię prosić o przysługę?!

—Teraz? Ale wam się zebrało! —młody wojak wsparł się na łokciu. —Gadajcie!

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+

—Otóż, Michale, widzi mi się, że koniec mój bliski. Noga boli jak diabli, jutro kroku nie zrobię!

—Pomogę wam, nie martwcie się!

—Nie Michale, nie! Wy musicie uciekać, a ja już jestem stary, co komu po starym?

—Bez was się nie ruszę!

—Gdyby jednak, powiedz we wsi co i jak. Pamiętaj! —szept starego stał się jeszcze cichszy. —Mam tutaj —zaczął po chwili —coś dla nich... —wyciągnął małe zawiniątko.

—Śpijcie już, Walenty, śpijcie. Jutro skoro świt ruszymy! Zapadła cisza. Podsycane mokrym drewnem ogniska ledwie się tliły, na szczęście deszcz przestał padać. Nabrzmiałe, pękate chmury grubymi zwojami ciągnęły po niebie. Walenty leżał z otwartymi oczami. Czekał. Wokoło panowała noc, czarna i nieprzenikniona, jak otchłań piekielna.

—Już czas —pomyślał. Podniósł się i ciężko stąpając ruszył w górę rzeki. Kierując się pluskiem fal, z trudem torował sobie drogę wśród gęstej trzciny. Grunt pod nogami chwiał się i kołysał jak na huśtawce. Pod cienką powłoką z mchów i korzeni kipiała topiel. Bagno ciągnęło się w tym kierunku kilka wiorst. Stary zatrzymał się. Wyszukał po omacku kępę wysokiej trzciny —usiadł. Chwilę nadsłuchiwał, cisza jednak panowała zupełna, nawet wiatr przycichł, a i szmer strumienia pozostawał gdzieś z boku.

—Przybywaj, czarci synu! —szepnął. W ręku starego błysnął mały, nieregularny przedmiot. Zakreślił nim raz i drugi tajemniczy znak. W powietrzu rozeszła się ostra woń spalenizny. Nagle błysnął księżyc. W jego zimnym blasku widać było niezwykłą, czarną plamę. Rosła z każdą chwilą, aż zupełnie przylgnęła do starego. W pewnym momencie na tle trzciny można już było rozróżnić zarys siedzących postaci.

—Jestem, stary druhu. Cóż to, przed śmiercią chcesz jeszcze duszą kramarczyć? Niewiele już ona warta, oj niewiele —zaśmiał się Zły.

—Ale zawsze coś warta! —mruknął Walenty.

—Powiadaj lepiej, o co idzie, a piekło spełni dzisiaj każdą twoją zachciankę! —rzekł pojednawczo diabeł.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjQxIiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjQxIiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K

—Tam na brzegu śpi kilkudziesięciu żołnierzy —zaczął Walenty. —Jutro, skoro świt muszą przeprawić się na drugą stronę rzeki, a tu ani mostu, ani brodu. Dostaniesz moją duszę, jeżeli wszystkich bezpiecznie przeprowadzisz na drugą stronę.

—Sprytny z ciebie staruch, no, no! Za jedną mizerną duszę, która tak czy owak do nas trafi, chcesz tyle innych uratować?

—Ale moja dusza pewna, a tamte...?

—Pewna, powiadasz? —przerwał diabeł.

—A to znasz? —wyciągnął skrawek skóry. —Cyrograf, panie brachu podpisz, a umowa będzie zawarta!

—Zgoda! —Walenty schwycił podane przez diabła pióro.

—Własną krwią —zgrzytnął niecierpliwie Zły.—Własną krwią! W głuchej  ciszy,  wśród zapadłego trzęsawiska  zawarto straszliwą umowę. Rubinowa kropla żołnierskiej krwi spadła na podpisany cyrograf, za którą kupował wolność dla swoich towarzyszy niedoli. Stary podpisał. O świcie, gdy mały oddział zbierał się do wymarszu, z pobliskiej wioski przybiegł nagle chłopiec mówiąc, że niedaleko na rzece znajduje się most, skąd  bezpiecznie przejść można na drugą stronę. Żołnierze wyruszyli nie zwlekając. Czas naglił, lada chwila mogło nadejść wojsko nieprzyjaciela. Szli szybko, ciężkim żołnierskim krokiem. Wkrótce przeszli most na rzece i zagłębili się w las. Wśród nich nie było już Walentego. Ledwie zniknęli, gdy zza zakrętu wyskoczyła jazda rosyjska. Dowódca wyjął szablę i dał znak do ataku. Zawtórował mu głośny okrzyk triumfu. Oto ujrzeli przed sobą rzekę, a w niej brodzącego z trudem starego wojaka. Szedł środkiem po płytkiej wodzie w stronę sąsiedniego brzegu. Jazda bez namysłu runęła w ślad za nim. Plusnęła woda. rozległ się kwik koni i przerażone krzyki jeźdźców. Piekielna głębina w mgnieniu oka wciągnęła ich na dno. W parę chwil potem rzeka wygładziła się, wiry zniknęły, a wraz z nimi zniknął również oddział rosyjskiej jazdy. Od tej chwili rzeka Drzewiczka, bo tak ją okoliczna ludność nazwała, rozpoczęła cierpliwie swoją pracę. Przez. miesiące i lata niosła muł i piasek, aż grubym płaszczem otuliła spoczywających na jej dnie żołnierzy. W miejscu tym dno podniosło się znacznie, tak że dzisiaj rzeczywiście istnieje tutaj bród. dzięki któremu można przejść na drugą stronę. Miejsce to od tego czasu nazwano Ruskim Brodem, a i położona niedaleko wioska przyjęła taką samą nazwę. Jeśli więc. wędrowcze, przyjdzie ci zwiedzać tamte strony, pamiętaj, że jeszcze dzisiaj w ciche księżycowe noce możesz ujrzeć stojącego po kolana w wodzie starego żołnierza. Pozdrów go wówczas grzecznie, gdyż on to —za cenę wiecznego potępienia —ocalił życie swych współtowarzyszy, zawierając pakt z diabłem.

https://www.cozadzien.pl/legendy-radomskie/legendy-radomskie-jak-w-mirowskim-lesie-diabel-pieklo-budowal/71096

Legend radomskich  można słuchać w każdy poniedziałek i wtorek o godz. 20.30 w Radiu Rekord.

Źródło: Zenon Gierała "Baśnie i legendy ziemi radomskiej".

 

Chcemy, żeby nasze publikacje były powodem do rozpoczynania dyskusji prowadzonej przez naszych Czytelników; dyskusji merytorycznej, rzeczowej i kulturalnej. Jako redakcja jesteśmy zdecydowanym przeciwnikiem hejtu w Internecie i wspieramy działania akcji "Stop hejt".

Dlatego prosimy o dostosowanie pisanych przez Państwa komentarzy do norm akceptowanych przez większość społeczeństwa. Chcemy, żeby dyskusja prowadzona w komentarzach nie atakowała nikogo i nie urażała uczuć osób wspominanych w tych wpisach.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjMiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjMiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=

#WieszPierwszy

Najnowsze wiadomości

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE1IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE1IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K

Najczęściej czytane

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE5IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE5IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K

Polecamy