Piątkowa sesja (28 sierpnia) - w związku z tym, że jeden z radnych ma pozytywny wynik testu na SARS-CoV-2, a dziesięcioro innych przebywa na kwarantannie - odbywa się zdalnie. Radni, rzecz jasna, w posiedzeniu uczestniczą. I właśnie od tego, czy radni będąc na kwarantannie mogą uczestniczyć w sesji, a zwłaszcza, czy mogą głosować, zaczęło się posiedzenie.
- Z przepisów wynika wprost, że osoba na kwarantannie jest osobą niezdolną do pracy. Czy ta sesja jest więc legalna? Czy radni na kwarantannie mogą brać udział w głosowaniu? - dopytywała Marta Michalska-Wilk, przewodnicząca klubu radnych Koalicji Obywatelskiej.
Mecenas Sylwia Zarachowicz-Woś, prawnik rady miejskiej stwierdziła, że to... zależy od radnego. Generalnie decyzja o kwarantannie jest uznaniem niezdolności do pracy osoby, której dotyczy. Jeśli jednak osoba ta nie będzie występowała do ZUS-u o zasiłek chorobowy, może pracować zdalnie, czyli także uczestniczyć w sesji.
- Kiedy zadzwoniła do mnie wczoraj pani z sanepidu w sprawie kwarantanny, zapytałem ją, czy będę mógł uczestniczyć w sesji zdalnej. I usłyszałem, że nie ma przeszkód - zaznaczył Łukasz Podlewski, przewodniczący klubu radnych PiS.
Michalska-Wilk żądała przedstawienia podstawy prawnej, która pozwala na udział w sesji i głosowanie podczas kwarantanny, a radni PiS domagali się od przewodniczącej przerwania dyskusji na niepoważny temat i realizowania porządku obrad. Ba, w pewnym momencie Podlewski zagroził nawet, że radni PiS w sesji przestaną uczestniczyć. Co szefową klubu radnych KO nadzwyczajnie ucieszyło. Bo przecież to przewodnicząca rady miejskiej z PiS-u zwołała posiedzenie w sprawie absolutorium dla prezydenta w ostatnim możliwym dniu.
- Pan radny Kazimierz Woźniak uzyskał zupełnie inną informację z sanepidu: decyzja o kwarantannie jest równoznaczna z L4, więc bierze pani odpowiedzialność za to, co się teraz dzieje - stwierdziła Michalska-Wilk.
Kinga Bogusz nie znalazła powodu, by posiedzenie odwoływać. A dla przerwania toczącej się na łączach dyskusji, zarządziła krótką przerwę. - Wznawiamy obrady po przerwie – wezwała radnych po kilku minutach. Wezwanie powtórzyła kilka razy. Na tle jej nawoływań bardzo wyraźnie słuchać było Mirosława Rejczaka, który mówił do kogoś „bo to jest palant”; potem tego kogoś nazwał „durniem”. Inwektywy oburzenie wywołały jedynie wśród radnych KO, bo – jak się okazało – radny PiS wyraził się tak elegancko o pośle Koalicji Konradzie Frysztaka, który przysłuchiwał się obradom.
I to właśnie zachowania Rejczaka i braku reakcji ze strony przewodniczącej RM dotyczyły pierwsze słowa wystąpienia Marty Michalskiej-Wilk, szefowej klubu radnych KO. Bo w tym momencie radni mieli dyskutować nad wnioskiem radnych Koalicji Obywatelskiej w sprawie odwołania z funkcji Kingi Bogusz. - To, co się tutaj dzisiaj działo, pokazało, że nasz wniosek jest zasadny – zaznaczyła Michalska-Wilk. - Nie chodziło nam o zmianę nazwiska na pieczątce, ale o głęboką dyskusję nad sposobem prowadzenia obrad i traktowania radnych przez panią przewodniczącą. Jednak w tych, trudnych dzisiaj, warunkach takiej dyskusji nie będzie można przeprowadzić. Odkładamy więc nasz wniosek na, powiedzmy, dwa miesiące. Oczekujemy poprawy. I współpracy z naszym klubem i radnym niezależnym. Jesteśmy gotowi – jeśli państwo chcecie – rozmawiać z prezydentem na temat zmian w kolegium (prezydenckim – przyp. autor).
Kinga Bogusz podziękowała KO za wycofanie wniosku. - A co do wypowiedzi radnego Rejczaka... Muszę ją odsłuchać raz jeszcze. Bo wtedy akurat zabierałam głos, więc nie mam świadomości, co radny Rejczak mówił – stwierdziła.