Przed Sądem Rejonowym w Radomiu w czwartek, 11 kwietnia rozpoczął się proces ws. jednego z największych pożarów w mieście w ostatnich latach. Na ławie oskarżonych zasiadła 56-letnia Urszula S., która jest właścicielką działki i hali przy ul. Wrocławskiej 4. Kobieta odmówiła odpowiedzi na pytania sądu, prokuratora i pełnomocników firm wynajmujących w hali powierzchnie. Zgodziła się odpowiadać wyłącznie na pytania swoich obrońców.
http://www.cozadzien.pl/radom/pozal-hali-przy-ul-wroclawskiej-jest-akt-oskarzenia/53883
Prokurator zarzuca kobiecie, że jako właścicielka budynku, nie dopełniła obowiązków z zakresu przepisów prawa budowlanego i ustawy o ochronie przeciwpożarowej. W toku śledztwa ustalono, że od 2005 roku do dnia przed pożarem nie był sprawdzany stan techniczny obiektu, nie było odpowiednich przeglądów i odbiorów technicznych, budowlanych oraz instalacji elektrycznej. Prokurator Joanna Kwiatkowska odczytała akt oskarżenia. - Wystąpienie intensywnych opadów atmosferycznych spowodowało uszkodzenie dachu na obiekcie i jego przeciekanie. Wpływało to na stan techniczny instalacji elektrycznej budynku, sprawiło, że działała ona w trybie awaryjnym, co skutkowało iskrzeniem – mówiła prokurator Kwiatkowska.
W toku śledztwa biegli ustalili, że bezpośrednią przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej w kilku miejscach.
http://www.cozadzien.pl/zdjecia/pozar-na-ul-wroclawskiej/43822
- Od początku nabycia nieruchomości zarządzał nią mąż. W 2005 roku mi ją przekazał, ale to on nadal nią zarządzał – mówiła oskarżona w odpowiedzi na pytania obrońcy. - W moim przeświadczeniu wykonywał to dobrze, miałam do niego pełne zaufanie, miał doświadczenie w tym i stosowne wykształcenie. Nie miałam żadnych zastrzeżeń co to tego, co robił wcześniej. Zarówno wtedy, jak nieruchomość była naszą współwłasnością, jak i później – mówiła Urszula S.
Małżonkowie dopiero w 2015 roku zawarli umowę, która miała formalnie regulować, kto faktycznie zarządza obiektem. Jak tłumaczyła oskarżona, to mąż o nią zabiegał, bo swoją funkcję mógł udokumentować w kontaktach z najemcami. Kobieta wyjaśniła, że podpisanie takiej umowy (10 lat po przekazaniu jej w 2005 roku nieruchomości – przyp. red.) było możliwe dzięki zmianom stosownych przepisów. Umowy jednak fizycznie nie ma, bo spłonęła w pożarze, jak większość dokumentów.
Urszula S. utrzymuje, że informacje o stanie technicznym obiektu czerpała z rozmów z mężem. - Na tej podstawie wnioskowałam, że jest stan techniczny dobry, a mąż dopełnia wszelkich zadań związanych z tą nieruchomością – wyjaśniała oskarżona. - Na terenie obiektu bywałam głównie w pomieszczeniach biurowych. Tam się spotykałam z księgową i z siostrą męża, która tam pracowała.
Na hali bywała sporadycznie, w wyjątkowych sytuacjach, np. podczas nieobecności męża, ale nie zauważyłam, aby stan techniczny obiektu zagrażał. Wszystkie przeglądy, jako zarządca, zlecał mąż.
Na pytania obrońcy, m.in. o to, czy docierały do niej sygnały, jakoby stan techniczny hali był zły i zagrażał komukolwiek, zaprzeczyła.
Rozprawa miała charakter jawny.
Przypomnijmy. Pożar wybuchł 23 grudnia 2017 roku, ale gaszenie trwało przez całe święta aż do 27 grudnia. W akcji brało udział ok. 100 zastępów państwowej, ochotniczej i wojskowej straży pożarnej z Radomia, powiatu radomskiego i części województwa mazowieckiego. Miejsce w hali wynajmowało 13 firm, których straty oszacowano na blisko 13 mln zł.