W piątkowy wieczór Cerrad Enea Czarni zaprezentowali się przed własną publicznością. Potem rozegrali sparing z Aluronem Virtu CMC Zawiercie. Przegrali po tie-breaku, choć w decydującej odsłonie prowadzili 5:1.
- Była oficjalna prezentacja drużyny, więc wśród tych uroczystości chcieliśmy naszym kibicom zaprezentować wszystkich naszych zawodników. Każdy dostał mniej więcej taki sam czas do spędzenia na boisku. Szkoda, że nie wygraliśmy, bo choć jest to okres przygotowawczy i wynik nie ma większego znaczenia, to uważam, że w piątym secie mając przewagę 5:1 powinniśmy ją doprowadzić do końca. Tak naprawdę Zawiercie tych punktów nie zdobyło, tylko my je oddaliśmy i to jest najbardziej denerwujące. Zagraliśmy jednak pięć setów, mamy kolejny materiał do analizy - powiedział Robert Prygiel, trener Cerradu Enei Czarnych.
Szkoleniowiec podkreślił, że drużyna potrzebuje jeszcze czasu, aby się lepiej poznać.
- Ja cały czas się uczę tej drużyny. Niektórzy są z nami dopiero tydzień, czy dwa, niektórzy miesiąc. Trochę mi jeszcze czasu potrzeba aby zobaczyć jakie zawodnicy mają charaktery, jak się zachowują w sytuacjach stresowych. To dla nas bardzo przydatny turniej. Fajnie, że przyszło tylu kibiców, bo to podnosi zawsze prestiż. Nie było dziś atmosfery sparingu tylko bardziej oficjalnego meczu i to mi się podoba, bo wiadomo, że przyjdzie niedługo liga i tam będzie już zupełnie inne granie, na stresie, na emocjach i innych cechach wolicjonalnych - dodał Robert Prygiel.
Pięć setów to kolejny duży materiał do analizy dla sztabu szkoleniowego zespołu z Radomia.
- Jakbyśmy dziś wyszli na boisko i zmietli Zawiercie wygrywając 3:0 w setach do 15, to byłbym przerażony, że już nie musimy trenować. W tie-breaku to często były błędy indywidualne poszczególnych zawodników. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski, że nie ma bezpiecznej przewagi w żadnym momencie seta. W tych dotychczas rozegranych sparingach, tę naszą drużynę charakteryzowało to, że jeżeli osiągaliśmy przewagę paru punktów, to uspokajaliśmy się. W piątek jak przez cały mecz tego nie było widać, tak w tie-breaku się to pojawiło. Musimy wyciągnąć z tego wnioski na ligę. Nie ma straty, której nie bylibyśmy w stanie odrobić, co pokazaliśmy na turnieju we Lwowie, ale nie ma też przewagi, której nie bylibyśmy w stanie roztrwonić. Uczulam swoich zawodników, że musimy być drużyną, która nie patrzy na tablicę wyników - zaznaczył trener.
Radomska drużyna jest dość mocno zmieniona w stosunku do poprzednich rozgrywek. Nic więc dziwnego, że w pewnych momentach brakowało zgrania. Po drugiej stronie siatki stanęła ekipa z Zawiercia, która zagrała w niezmienionym do poprzedniego sezonu składzie.
- Bardzo dużą siłą w grach zespołowych jest granie podobnym składem przez więcej niż sezon. Oni są już drugi sezon razem, znają się jak łyse konie i na pewno u nich te mechanizmy działają inaczej niż u nas. U nas było widać parę razy zgubienie tempa na środku czy w drugiej linii. Niestety nie nadrobi się tego w dwa czy trzy treningi. Potrzeba czasu i dlatego nie jesteśmy jakoś strasznie zmartwieni tą porażką. Wiemy, że te błędy, które się pojawiły, dzięki czemu Zawiercie wygrało tie-breaka, często było spowodowane tym, że nie do końca była jeszcze komunikacja między rozegraniem a atakiem. Na to potrzeba czasu - zakończył szkoleniowiec.